W powietrzu i portach, czuć już schyłek sezonu. Wieczory chłodniejsze, w marinach jakby więcej miejsca. Większość urlopów wykorzystana, więc zbliżający się weekend stwarzał świetną okazję do spędzenia kilku dni na wodzie, co skrzętnie postanowiłem wykorzystać.
W planach było odwiedzenie nowej mariny na zachodzie Usedom, a jeżeli wiatry nie będą sprzyjające to Wapnica, jednak tak naprawdę zależało mi na odpaleniu spinakera i ten kurs był wyznacznikiem portu docelowego.
Dnia poprzedniego sklarowałem Elin, żeby w dniu wypłynięcia jak najszybciej znaleźć się na wodzie.
Rano jeszcze szybka kawka i kawałek książki, by za chwilę cieszyć się Elin pod żaglami
.
Po minięciu Chełminka, zrobiło się troszkę przestrzeni i spokojnie mogłem postawić spina.
Fok dół, zablokować rumpel, ustawić kurs, spinakerbom góra, szybki powrót do kokpitu, ponieważ Elin schodzi z kursu, spinaker góra, grot dół i pojechaliśmy, spinaker owija się dookoła sztagu, na szczęście szybko udaje się problem opanować i Elin rusza z kopyta. Przy słabym wietrze, pozostałe jachty stoją jak zamurowane, by za chwilę stać się białymi punktami na horyzoncie.
Woda się śmiała za burtami jak w piosence, a za rufą Elin zostawały kolejne mile. Nie ma nic piękniejszego niż jazda na 50m2 spinakerze, szkoda że żeglarze tak sporadycznie używają tego żagla. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, ponieważ na Zalewie jest już solidna 4bft i robi się piąteczka, trzeba zrzucać spinaker. Samemu i bez autopilota, trzeba to zrobić szybko i bezbłędnie, gdyż z siłą wiatru wybudowała się już fala i nie ma miejsca ma pomyłkę. Na szczęście poszło lepiej niż się spodziewałem, do postawionego już grota, rozwijam foka, odkładamy się i Elin swoim ulubionym kursem pędzi na Wolin.
Grot niestety nie daje się postawić do końca, coś blokuje fał. Zostawiam to i płyniemy jak na firance, czego bardzo nie lubię. Do samego Wolina pędzimy na żaglach, mijając po drodze znajome jachty wychodzące na Zalew i jednego idiotę na motorówce, który na pełnej prędkości postanawia nas minąć w bliskiej odległości
W porcie luźno, pani bosman odbiera cumy i wskazuje miejsce.
Marina w Wolinie, tradycyjnie trzyma wysoki poziom, za sprawą dwóch sympatycznych pań, które tam urzędują, dzięki czemu jest czysto, miło i przyjemnie.
Cena 28 zł z prądem i wodą też jest mocno konkurencyjna. Prysznice osobno 7 zł. Korzystam z okazji, by porządnie umyć jacht i zatankować 80 litrów wody.
Żeby nie było kolorowo, co jakiś czas pojawiają się szybko przepływające skutery wodne, powodując zafalowanie i możliwość uszkodzenia jachtu
Klaruje Elin i naprawiam blokującego się grota, pomaga smar teflonowy w sprayu, który aplikuję w likszparę. Żagiel kilka razy góra i dół, pięknie pracuje, pacjent będzie żył.
Spacer po mieście, w którym otworzono kilka nowych restauracji blisko portu, bardzo pozytywne wrażenie.
Wieczorkiem sprawdzam pogodę i oddaje się lekturze w przytulnym wnętrzu Elin.
Następnego dnia, przed 8 rano już jestem na wodzie. Niebo zasnute ołowianymi chmurami, nie nastraja optymistycznie.
W głowie kołacze myśl, czy przed wyjściem nie założyć refu.
Na wyjściu robi się fala, jacht powoli i sukcesywnie prze do przodu
Po minięciu W3, stawiam bezpiecznie żagle i obieramy kurs na Stepnicę.
Płynę wzdłuż izobaty 3 m, lawirując między sieciami.
Ostatnie mile przed portem
Przed wejściem jeszcze postraszyło, jednak poszło sobie gdzieś w sina dal
Tygrzyk
36 Mil za rufą
Przeczytane książki : ,,Kroniki Portowe” Annie Proulx i ,,Hen” Ilona Wiśniewska
Muzyka: EKT Gdynia i Metallica